Wyspa Daliowa we Wrocławiu zimą

Wyspa Daliowa we Wrocławiu zimą

W 2017r. roku w cenrum Wrocławia stanęła rzeźba Oskara Zięty o wymiarach 6-8x15m, zatytułowana „Nawa”.

Wcześniej projekt pojawiał się we wrocławskich mediach i był szeroko komentowany (czytaj: krytykowany) przez kilka miejskich organizacji. Rzaźba powstała bowiem bez przetargu, na zlecenie Prezydenta Miasta i kosztowała 1,3 mln złotych, co skrupulatnie przeliczano na place zabaw, kilometry ścieżek rowerowych itp. „Nawa” miała zamykać również kontrowersyjną Europejską Stolicę Kultury we Wrocławiu, która odbywała się pod hasłem „Metamorfozy Kultury”.

Przez kilka miesięcy mijałam ją, przejeżdżając ul. Grodzką i ogromnie mi się nie podobała. Błyszcząca, jakaś taka mała (myślałam, że będzie wieksza ;) i generalnie od czapy. Naokoło stara Odra, Ostrów Tumski, Ossolineum, Hala Targowa, czyli historyczna miejska tkanka, a tutaj takie COŚ. I wiecie co? Zmieniłam zdanie, kiedy tylko obejrzałam ją z bliska.

Warto wspomnieć, że Wyspa Daliowa była do tej pory miejscem turystycznie martwym i najchętniej odwiedzanym przez amatorów trunków wszelakich. Znacie pewnie takie miejsca, niby okolica reprezentacyjna, a to takie zasikane, zaśmiecone i nie do końca bezpieczne. Trzeba przyznać, że po metamorfozie stała się miejską atrakcją. Wraz z postawieniem rzeźby zagospodarowano cały teren. Wytyczone zostały nowe ścieżki o organicznych kształtach, pojawiły się nowoczesne betonowe ławki, a na pagórkowatych rabatach posadzono trawy i byliny.

>>> rzeźba <<<

„Nawa” powstała ze stali nierdzewnej w technologii FIDU, opracowanej przez Oskara Ziętę i będącej znakiem rozpoznawczym jego twórczości. Kojarzycie pewnie stołki PLOPP, wyglądające jak dmuchane zabawki. Metoda polega na dosłownym nadmuchiwaniu sprężonym powietrzem zespawanych ze sobą kształtek ze stali, co daje niezwykle lekki efekt, przy jednoczesnej imponującej wytrzymałości uzyskanych w ten sposób form. Dla przykładu Plopp potrafi utrzymać niemal 2,5 t! Wracając do rzeźby, ona również sprawia wrażenie napompowanej, co zdecydowanie dodaje jej niezwykłości.

Jak wspominałam, nie lubiłam jej od samego początku. Nie jestem fanką polityki naszego prezydenta, szczególnie mam mu za złe, że nie szanuje drzew, także to nie jest mój człowiek i odruchowo jestem na „nie” (dlatego np. w ideologicznym, nikogo nie interesującym proteście, nie odwiedzam kolejnego handlowego molocha, jakim jest Vroclawia). Uległam też na pewno falii niechęci, jaka przelała się przez wrocławskie media. I naprawdę szczerze, zmieniłam zdanie, kiedy do niej weszłam ;) Rzeźba jest niesamowicie fotogeniczna, można robić z nią dziesiątki zdjęć i mówić sobie „wow, ale to fajne!”. Odbija się w niej okoliczna architektura, niebo i zieleń. Nawet zimą przyciąga ludzi, którzy robią sobie z nią zdjęcia i widać, że sprawia im to prawdziwą frajdę. Rzeźba na pewno jest oryginalna, całkowicie odmienna od tego, co ją otacza i dlatego też bardzo odważna. Ale czy to nie właśnie takie rzeczy zapamiętujemy najbardziej i to nie one potrafią wzbudzić prawdziwe emocje?  W kategorii atrakcjii turystycznej to może być naprawdę mocna pozycja na mapie miasta.

A jak to się ma do miejskich potrzeb?

A jakie to ma znaczenie? Myślę, że nie zawsze należy patrzeć w ten sposób. Powstała wyjątkowa rzeźba, zaprojektowana przez wyjątkowego i znanego na całym świecie projektanta. Do tego jeszcze „naszego”, bo pracownia Oskara Zięty mieści się we Wrocławiu, także wypadałoby mieć u siebie część jego twórczości. Niby drogo, ale czy 1 mln to naprawdę aż taka duża kwota, biorąc chociażby pod uwagę wartość samej użytej stalii nierdzewnej? Niejeden dom jednorodzinny nie mieści się w takim budżecie. Sam projektant przyznaje po całym procesie projektowo-wykonawczym, że powinien ją wycenić drożej i mnie naprawdę to nie oburza. Ostatecznie miasto zrobiło dobry interes…

>>> zieleń <<<

Autorem zagospodarowania wyspy jest architektka Joanna Styrylska z pracowni ISBA. Zieleń na wyspie to przede wszystkim rośliny atrakcyjne w okresie wegetacyjnym, utrzymane w klimacie łąki kwietnej, porastającej delikatne pagórki. Trafiłam akurat na moment, kiedy trawy zostały już przycięte i całość wyglądała nieco smętnie, ale moje wprawne oko wypatrzyło perowskie, które uwielbiam, jeżówki, łubiny, ostnice… Dlatego wiem, że latem to będzie naprawdę piękne miejsce. Brakuje mi jednak całorocznego szkieletu w formie chociażby sosny kosodrzewiny w którejś karłowej odmianie.

W organiczny układ ścieżek wkomponowane zostały nowoczesne proste ławki z betonu architektonicznego. Ławki te wyprodukowała świdnicka firma Pebek, także dobra wiadomość > firma ma w swoim katalogu kilka ciekawych betonowych form oraz donice, możecie więc mieć coś podobnego u siebie. Nawierzchnie są przepuszczalne w typie TerraWay, ale nie jestem pewna, czy to produkt tej firmy, gdyż po krótkim czasie użytkowania ma niestety sporo wad i ubytków. Widać, że nie wytrzymuje intensywnego użytkowania, a czas pokaże czy była w tym miejscu dobrym wyborem.

Największym atutem części zielonej są oczywiście drzewa, które na szcząście zachowano. Swoimi nieregularnymi kształtami wypełniają przestrzeń i wprowadzają niepowtarzalny klimat. A jaki jest klimat wyspy? Trochę jak z Alicji w Krainie Czarów > bajkowy ;)

Na wyspę wrócę latem, kiedy zakwitną byliny, a niebo nabierze błękitnej barwy i pokażę Wam, jak prezentuje się w takiej odsłonie.


Odsyłam Was na stronę Oskara Zięty, jeżeli chcecie zobaczyć więcej jego prac:

http://zieta.pl/