włóknina na rabatach… c.d.

włóknina na rabatach… c.d.

> tytułem wstępu <

Moją opinię na temat stosowania agrowłókniny na rabatach przedstawiłam Wam już w 2011r. tutaj, ale przez ostatnie lata się ona nie zmieniła, dlatego myślę, że warto do tematu co jakiś czas wrócić. Nieustannie muszę tłumaczyć moim Klientom, dlaczego nie zalecam stosowania włókniny, co świadczy tylko o tym, że problem cały czas jest aktualny.

Na końcu artykułu zapraszam Was do obejrzenia zdjęć jednego z moich ogrodów, w którym oczywiście nie było agrowłókniny. Ogród ma już 5 lat i ma to szczęście, że jego Właściciel jest człowiekiem ekologicznie świadomym, dlatego nie szczędzi roślinom kompostu i własnego wolnego czasu :)

Historię tego ogrodu możecie poznać w starszych wpisach, w tym zalinkowanym poniżej i w innych zalinkowanych w tym poniżej ;)

ogród po 3 latach od rewolucji

> tak czy nie? <

Pewnie wielu z Was działa ostro w swoim ogrodzie lub przynajmniej planuje nachodzące prace. Pewnie też wielu z Was na swojej ogrodowej liście zakupów ma agrowłókninę, którą zamierza rozłożyć na rabatach, żeby uchronić je przed chwastami. Pewnie wielu z Was uważa, że tak się robi i tak trzeba?

To ja Wam z całą odpowiedzialnością za swoje słowa mówię NIE! Nie róbcie tego swojemu ogrodowi, nie róbcie tego swoim roślinom i nie marnujcie czasu oraz pieniędzy na włókninę! Od kiedy zajmuję się ogrodami, czyli kilkanaście lat, nigdy nie kładłam włókniny na rabatach (wyjątkiem są miejsca ze żwirem, ale te u mnie występują bardzo rzadko) i byłam w stanie odmówić Klientowi realizacji jeżeli chciał mieć ją u siebie. Nie rozumiem tego trendu, całkowicie się z nim nie zgadzam i uważam, że jest po prostu błędem.

> dlaczego NIE? <

Najważniejszym dla mnie argumentem jest to, że układanie włókniny pod korą jest całkowicie WBREW NATURZE. Natura jest naprawdę bardzo mądra i nie po to sobie  wymyśliła, że opadające liście i inna materia mają użyźniać glebę, żebyśmy my jej w tym przeszkadzali. Kora z czasem ulega rozkładowi, podobnie jak liście i miesza się z wierzchnią warstwą gleby, zasilając ją w życiodajny kompost. W ten sposób tworzy się najlepszy humus. Jeżeli pod korą jest włóknina, na jej powierzchni powstaje żyzna warstwa, w której i tak będą kiełkowały chwasty, a przez szmatę walka z nimi będzie o wiele trudniejsza. Ale no właśnie, ta żyzna warstwa powstaje NA szmacie! Gdzie tu sens i logika?

Najważniejszym dla mnie argumentem jest właśnie ta ingerencja w naturalny obrót materii, ale argumentów jest znacznie więcej!

> bo nie <

ZADUSZANIE KORZENI jest jednym z gorszych skutków stosowania włókniny. Ziemia pod tkaniną nie jest w żaden sposób wzbogacana materią organiczną i ulega stopniowo coraz mocniejszemu zbiciu. Glebę ubija deszcz, zalegający śnieg, grawitacja itd. Z czasem pod włókniną powstaje bardzo nieprzyjazna dla korzeni i nieoddychająca warstwa podłoża. A jeżeli brakuje tlenu, to korzenie zaczynają go szukać na powierzchni! Jeżeli podniesiecie włókninę po kilku sezonach leżakowania, Waszym oczom ukażą się korzenie roślin, które migrują za tlenem na powierzchnię. One się po prostu męczą i widok ten nie jest przyjemny dla zakochanego w przyrodzie oka.

HAMOWANIE ROZROSTU roślin jest kolejnym argumentem na NIE. Zachodzę w głowę, jakim cudem wykształceni ogrodowo ludzie, stosują w swoich realizacjach włókninę na rabatach z macierzanką, runianką, imperatą, barwinkiem i innymi roślinami, które lubią się rozrastać. Rośliny rozłogowe całkowicie kłócą się z włókniną, ponieważ nie pozwala im ona na naturalny dla nich rozwój. Gorzej, one próbują się rozrastać i zaczynają się kłębić pod agrowłókniną, szukając drogi ucieczki. Zdarzyło mi się kiedyś porządkować ogród, w którym jakaś firma zakładająca ogrody posadziła w ten sposób barwinka. Efekt był taki, że zrywaliśmy całe dywany szmaty przerośniętej barwinkiem, na których zalegał wieloletni kompost z liści. To była prawdziwa walka ;)

NIEESTETYCZNY WYGLĄD rabat z odsłoniętą przez wiatr włókniną jest może mniejszym problemem, ale dla estetów może on zyskać rangę dużego. Kora z rabat znika w tajemniczy sposób i nic na to nie poradzimy. Część się rozkłada, część rozwiewa wiatr, odsłaniając z czasem glebę lub w gorszym wypadku szmatę. Problem znika, kiedy rośliny są na tyle duże, że tworzą jednolitą plamę zasłaniającą podłoże. Ale do tego czasu czeka Was dosypywanie kory.

TRUDNOŚĆ PRZY SADZENIU I DOSADZANIU jest też problemem mniejszej wagi, bo czysto technicznym. Kiedy ja sadzę roślinę w glebie, to rozgarniam wykopaną z dołka glebę naokoło i cała akcja idzie bardzo sprawnie. Kiedy chcę coś dosadzić w ogrodzie, albo coś zmienić, to po prostu odgarniam korę, kopię dołek i sadzę. Tak po prostu. Kiedy sadzicie na powierzchni wyłożonej włókniną musicie każda partię wykopanej ziemi gdzieś wywieźć. Musicie też uważać, żeby nie zasypać nadmiernie ziemią tkaniny, bo to będzie podłoże dla chwastów. Musicie wycinać dziurki w szmacie, w tych dziurkach kopać dołki, ziemie z dołków wywozić. Jak chcecie coś dosadzić czy posadzić miliony cebulek tulipanów, procedura jest ta sama. I to zdecydowanie nie jest tak po prostu. Ileż to się trzeba namęczyć na własne życzenie ;)


Myślę, że jakbym się postarała, to wymyśliłabym kolejne argumenty na NIE, ale te powyższe powinny Wam wystarczyć, żeby przekonać się o bezsensie stosowania włókniny na rabatach. Boję się też, że szukając dalej zacznę toczyć pianę z tych strasznych emocji, którymi darzę tą… szmatę ;) Także to by było na tyle, zapraszam do obejrzenia ogrodu szczęśliwych roślin :)